2019 rok będzie wielkim testem dla Mateusza Morawieckiego

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Agaton Koziński

2019 rok będzie wielkim testem dla Mateusza Morawieckiego

Agaton Koziński

Według sondaży, Mateusz Morawiecki bez problemu utrzyma stanowisko premiera po jesiennych wyborach. Ale w 2015 r., według sondaży, Bronisław Komorowski miał reelekcję w kieszeni. Aby uniknąć powtórki, obecny szef rządu musi najpierw odnieść zwycięstwo w trzech starciach.

Od chwili, gdy Mateusz Morawiecki wszedł do rządu, rywalizuje jednocześnie na trzech frontach. Pierwszy jest najbardziej oczywisty - to jego polityczni przeciwnicy, opozycja, przede wszystkim kierowana przez Grzegorza Schetynę Platforma Obywatelska. Kolejne dwa są mniej widoczne, bo przebiegają wewnątrz Zjednoczonej Prawicy.

Jeden znajduje się w rządzie, drugi w partii. O ile na pierwszym radzi sobie lepiej niż dobrze (szybki awans na premiera), to na tym drugim ciągle zgrzyta. W skrócie: im bardziej Morawiecki próbuje udowodnić, że jest prawdziwym PiS-owcem, takim z krwi i kości, tym bardziej traci, a nie zyskuje. Nie tylko w wewnętrznych bataliach wewnątrz obozu władzy, ale także w tej głównej - o polityczną palmę pierwszeństwa w kraju.

Do tej pory ta rywalizacja miała charakter pozycyjny. Ani Morawiecki nie przypuszczał generalnego szturmu, by złamać szyki na którymkolwiek z frontów, ani podobnego ataku nie szykowano na niego. Jednak w tym roku to się zmieni. Wybory - europejskie, ale przede wszystkim parlamentarne - to moment, gdy nie będzie już miejsca na taktyczne manewry pozwalające poszerzyć swój stan posiadania o kilkanaście promili poparcia czy na wzmocnienie własnych szańców wiceministrem z narodowymi poglądami. To będzie zero-jedynkowe rozstrzygnięcie. Tak albo nie. Albo PiS (a przy okazji Morawiecki) utrzymuje władzę, albo ją traci - i wystawia się na brutalne rozliczenie ze strony przeciwników politycznych.

Gdyby się kierować tylko sondażami, to już można by napisać, że obecny premier nie musi się obawiać utraty władzy. Z drugiej strony, obserwując trendy, widać, że opozycja stopniowo (choć bardzo powoli) odrabia straty do prowadzących, coraz skuteczniej też narzuca swoją agendę polityczną. Biorąc pod uwagę, że Koalicja Obywatelska będzie miała łatwiej w wyborach europejskich i może je nawet wygrać, kwestia wyniku jesiennych wyborów parlamentarnych (dyskusja o przedterminowych wyborach wydaje się być bezprzedmiotowa) jest cały czas otwarta.

Żeby triumfować jesienią, Mateusz Morawiecki musi wcześniej wygrać w trzech bitwach. Porażka choćby w jednej z nich może oznaczać porażkę całego jego projektu. Poniżej krótki szkic trzech frontów, na których obecny premier toczy swoje boje.

Bitwa o gospodarkę
Wydaje się, że ta dla niego będzie najłatwiejsza. W końcu to dzięki gospodarce Mateuszowi Morawieckiemu udało się w tak krótkim czasie zostać premierem, także dzięki świetnym wynikom ekonomicznym (wzrost PKB w całym 2018 r. będzie oscylował w okolicach 5 proc.) cały obóz Zjednoczonej Prawicy utrzymuje wysokie poparcie społeczne i ma w ręku atuty, które będą silną kartą w jego ręku w czasie rozgrywki wyborczej.

Dobre wyniki budżetowe (rekordowo niski deficyt) pozwalają premierowi budować narrację o tym, jak obecny rząd walczy z gangami wyłudzającymi VAT, poprawia ściągalność podatkową i rozbija mafijne karuzele. Pozwalają snuć plany o nowej erze szklanych domów, zapewniać, że budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego będzie testem wiarygodności obecnego rządu, ale także znajdować ratunek w chwili kłopotów. Sposób rozwiązania problemu gwałtownie rosnących cen prądu, który przyjął rząd, byłby niemożliwy do zrealizowania gdyby nie dobre wyniki budżetowe.

Ale w tym roku zaczną się wyboje. Wszystko wskazuje na to, że nieprzerwanie rosnące słupki opisujące wskaźniki gospodarcze, którymi Mateusz Morawiecki chwalił się przez ostatnie dwa lata, rosnąć tak szybko już nie będą. Zacznie się spowolnienie.

Czego będzie ono skutkiem? - To będą przede wszystkim zagrożenia natury zewnętrznej. Widzimy, że nadciąga spowolnienie, które już dotarło do gospodarki europejskiej - tłumaczył Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju, w wywiadzie dla Wnp.pl. I dodaje, że poziom niepewności w gospodarce podnoszą też niewyjaśnione kwestie związane z Brexitem oraz ryzyko wojny handlowej.

Spowolnienie nie spada na Polskę z zaskoczenia. Ekonomiści zapowiadali je od dawna, także rząd miał tego świadomość - w tegorocznym budżecie założył, że krajowy PKB pójdzie w górę o 3,8 proc., a więc że będzie wzrastać dużo wolniej niż w dwóch poprzednich latach.

Taka sytuacja oznacza jednak problemy, przede wszystkim polityczne. Po pierwsze, trudniej będzie o efektowne prezentacje ze słupkami dumnie świecącymi się na czerwono. Po drugie, przełoży się to na mniej pieniędzy w budżecie, trudniej będzie znaleźć środki, gdyby na przykład trzeba było po raz kolejny zasypać dziurę w kasie NFZ, czy jeszcze raz uciekać przed podwyżkami cen elektryczności. Po trzecie wreszcie, opozycji łatwiej będzie uderzyć w premiera, w jego najmocniejszą część pancerza: jego kompetencje ekonomiczne.

Pozostało jeszcze 68% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.