W tym roku Szczecinek przekroczy granicę 4 mln zł na rewitalizację jeziora. Bez tych zabiegów mielibyśmy gwarantowane kwitnienie wody.
W kwietniu - a potem w maju i jeszcze w lipcu - wyłoniona w przetargu firma Aerato wykona trzy zabiegi aeracji mobilnej szczecineckiego jeziora Trzesiecko. Miasto zapłaci za to 265 tysięcy złotych.
- Aeracja wykonana zostanie z precyzyjną inaktywacją fosforu na powierzchni całego jeziora z użyciem koagulanta. Zabieg ten polega na intensywnym natlenianiu strefy przydennej z jednoczesnym podawaniem siarczanu żelaza w mikrodawkach, średnio 3 kg/ha - precyzuje fachowo Mateusz Ludewicz, rzecznik prasowy ratusza.
Siarczan powoduje wytrącanie z wody fosforu, który jest pożywką dla glonów. A te przy wysokiej temperaturze lubią zakwitnąć tworząc na powierzchni zielonkawą breję, nie dość, że pozbawiając wodę tlenu, to w wypadku sinic uwalniającej do niej także groźne dla zdrowia toksyny.
O „walorach” zapachowych i wizualnych nie wspominając.
Groźne sinice
Trzesiecko miewało z tym w przeszłości problemy, bywało, że sanepid zakazywał kąpieli z uwagi na obecność sinic. Po aeracji zdarzało się to sporadycznie i tylko wtedy, gdy naprawdę było upalnie. Po powtórzeniu zabiegu glony ustępowały.
Oprócz aeracji miasto postawiło na jeziorze dwa aeratory pulweryzacyjne napowietrzające wodę i co roku zarybia Trzesiecko m.in. rybami spokojnego żeru, które nie ryją w dnie wzbudzając fosfor z osadów dennych. Wszystko ma jednak swój, i to nie mały, koszt. Ratowanie Trzesiecka rozpoczęto jeszcze w roku 2004 pod rządami poprzedniego burmistrza Mariana Golińskiego. Od roku 2005 aerację, badania kontrole i zarybianie jest prowadzone rok w rok.
Do tej pory Szczecinek wydał na to blisko 3,9 miliona złotych. W tym roku dojdzie kolejne ponad 300 tys. złotych. Sporą część tej kwoty na szczęście pokryły dotacje Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Niemałe fundusze - kilka milionów - ratusz przeznaczył także na ograniczenie dopływu biogenów do jeziora budując sieć kolektorów i seperatorów wód deszczowych.
Alternatywne pomysły na rewitalizację
Strach pomyśleć, co by było ze szczecineckim jeziorem, gdyby nie te starania. Co nie znaczy, że nie stawiane są pytania o skuteczność trwających już kilkanaście lat działań. Pojawiały się różne pomysły. Np. z wykorzystaniem słomy jęczmiennej. Otóż słomę zatapia się w jeziorze lub rzece i wtedy do akcji przystępują grzyby wodne. Rozkładają słomę i przy okazji uwalniają do wody związki hamujące rozwój glonów, w tym sinic.
Potrzebują na to kilka tygodni. Fachowo nazywa się to tlenową mineralizacją słomy z udziałem grzybów wodnych i bakterii, a wydzielane polifenole blokują podziały komórek glonów i sinic. Ponoć działa, choć u nas były problemy z pozyskaniem słomy i pomysł upadł. Średnio sprawdził się także eksperyment radnej Joanny Pawłowicz, która testowała użycie efektywnych mikroorganizmów wpuszczonych do stawu w Świątkach.
- Tworzą je bakterie kwasu mlekowego, drożdże, promieniowce (organizmy przyczyniające się m.in. do rozkładu resztek zwierzęcych i roślinnych - red.) i innych - mówiła Joanna Pawłowicz.
W zbiorniku zachodzą procesy gnilne i fermentacyjne, dominują organizmy patogenne i chorobotwórcze. Mikroorganizmy miały pomóc je zwalczyć, zmniejszyć ilość osadów dennych, poprawić przejrzystość wody i umożliwić powrót do niej ryb i roślin. Niestety, efekty były dość mizerne, by nie powiedzieć żadne.
Dodajmy, że od zeszłego roku w Szczecinku działa także powiatowe Centrum Edukacji Ekologicznej i Rewitalizacji Jezior, które ma w planach badania naukowe nad sposobami ratowania akwenów.