10 kwietnia wolny od pracy? Ryzykowny pomysł
Rozmowa z Tadeuszem Cymańskim, posłem klubu PiS, politykiem Solidarnej Polski.
Marek Suski zasugerował, że 10 kwietnia mógłby być dniem wolnym od pracy. To pozwoliłoby, jego zdaniem, godnie obchodzić smoleńską rocznicę. A Pan co o tym myśli?
Dzień wolny od pracy może sprzyjać głębszemu przeżywaniu i godnemu obchodzeniu różnych rocznic. Ale nie jest koniecznym warunkiem. Szanuję różne inicjatywy. One wynikają pewnie z oczekiwań. Myślę jednak, że dzień wolny od pracy powinien być przyjęty w drodze consensusu, pewnej społecznej i powszechnej akceptacji, również w parlamencie. Obawiam się, że taka inicjatywa spolaryzuje nas jeszcze bardziej i wywoła spór, który położy się cieniem na pamięci tego bardzo tragicznego wydarzenia.
Czyli będzie dzielić, Pana zdaniem?
Przecież już sama tragedia smoleńska, ta data i wszystko, co się z nią łączy, jest zaprzęgnięte do rydwanu polityki. To przykre. Ale nie można udawać, że jest inaczej.
Pan Poseł bije się w piersi własnego obozu politycznego?
Mówię ogólnie o wykorzystywaniu tej tragedii. Nie chcę komukolwiek przypisywać tych intencji. Ale niebawem, przy świątecznych stołach już po raz kolejny przekonamy się, jak ta sprawa nadal wywołuje wielkie emocje. Sam też spotykałem się często z ogromną prowokacją, agresją i niewybrednymi komentarzami w tej kwestii. I dlatego myślę, że pamięć o naszych koleżankach i kolegach, którzy zginęli w tej katastrofie, wymaga z naszej strony wielkiej roztropności. Dzisiaj debata nad dniem wolnym wywołałaby niepotrzebne emocje i osiągnęłaby odwrotny skutek. Podobnie jak przeforsowanie tego pomysłu na siłę, chociaż mamy większość.
Jak, Pana zdaniem, powinno się ten dzień obchodzić? PiS mówi, że godnie. Ale czy manifestacje polityczne są godne?
Wspomnienia o swoich bliskich, przyjaciołach przeżywamy różnie. Bo każdy człowiek oprócz myśli ma jeszcze uczucia. A tu mieliśmy do czynienia z tragedią narodową i źle się stało, że dramat, który powinien Polaków mocno łączyć, jeszcze mocniej podzielił. To bolesna prawda. I dlatego w tej chwili próba prawnego, legislacyjnego nadania temu jakiejś formy byłaby tylko dolaniem oliwy do ognia. A nam potrzeba raczej żałobnego wyciszenia się, zatrzymania się i refleksji. Atmosfera Wielkiego Postu powinna temu sprzyjać. Dlatego ta inicjatywa legislacyjna niezależnie od szlachetnych - w co nie wątpię - intencji wydaje się być bardzo ryzykowna.
Polacy pewnie ucieszyliby się z kolejnego wolnego dnia od pracy. Ale można przypuszczać, że skończyłoby się na tym, że masowo ruszylibyśmy na zieloną trawkę, a nie na Krakowskie Przedmieście.
Nikt nie zadekretuje tego, co i kto powinien tego dnia robić. To oczywiste. O dniu wolnym od pracy w polskim parlamencie już nieraz dyskutowano. Pamiętam bardzo ciekawą inicjatywę parlamentarzysty Edwarda Wendego, który jako protestant zbierał podpisy pod projektem ustanowienia Wielkiego Piątku dniem wolnym od pracy. Ale jego pomysł nie znalazł większego poparcia. Chociaż, moim zdaniem, to była interesująca inicjatywa. Zresztą w wielu krajach, z uwagi na protestanckie konotacje, w tym dniu się nie pracuje. Tak samo dyskutowało się o wolnej od pracy Wigilii. Ciekawą walkę toczyliśmy również o święto Trzech Króli, które nam zabrał Władysław Gomułka. I na szczęście ta walka została zwieńczona sukcesem.
Ale 10 kwietnia to temat niezwykle wrażliwy i trudny. Widzę, jak on nas jeszcze rozpala. Dlatego wskazana jest rozwaga i poszanowanie różnie myślących ludzi. Boję się, że przy okazji dyskusji mogłoby dochodzić do karczemnych awantur. Co byłoby wielkim afrontem wobec pamięci i dobrego imienia zmarłych. Wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących, wspomnienie zmarłych powinno powstrzymywać przed ryzykownymi, nieprzemyślanymi inicjatywami. Bo wspólna śmierć to wspólna żałoba.