Szkoda, że wielu pracodawców stara się płacić jak najmniej. Konieczna jest zmiana mentalności

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Józef Lonczak

Szkoda, że wielu pracodawców stara się płacić jak najmniej. Konieczna jest zmiana mentalności

Józef Lonczak

Rozmowa z dr. KRZYSZTOFEM KASZUBĄ, prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Oddział w Rzeszowie.

Dlaczego zarabiamy mniej niż w innych ośrodkach w kraju?
Mamy tu pewien paradoks. Szczycimy się przemysłem lotniczym i precyzyjnym, które to branże w świecie charakteryzują się wysokimi płacami. Okazuje się, że jesteśmy tylko podwykonawcami.

Co to oznacza?
Zatrudniamy dużo pracowników i operatorów skomplikowanych maszyn nawet z tytułem inżyniera, ale stosunkowo niewielu specjalistów, którzy pracują nad nowymi technologiami, nad konstruowaniem nowych rozwiązań i pracami badawczymi. Właśnie takie miejsca pracy są najwyżej cenione w świecie.

Taki przekrój zawodowy wpływa znacząco na wysokość średniej płacy.
Tylko w pewnym zakresie, ponieważ udział branży lotniczej i motoryzacyjnej stanowi tylko 10 procent PKB naszego województwa. Zatem ich płace na poziomie średniej krajowej mają ograniczony wpływ na średnie wynagrodzenie na Podkarpaciu.

Pozostałe branże przemysłowe na Podkarpaciu płacą jeszcze gorzej?
Największy dział w PKB naszego województwa ma przemysł przetwórczy, a on jest skupiony głównie w małych i średnich przedsiębiorstwach. Faktem jest, że poza niektórymi wyjątkami w branży meblarskiej i drzewnej oraz przetwórstwa żywności zarobki nie są imponujące. Specyfiką dużych firm budowlanych jest to, że bazują one na pracy małych nawet kilkuosobowych firm. Zarobki w takich firmach pomimo sporego zróżnicowania też nie są wysokie. Do tego w tej branży spory udział ma tzw. szara strefa. Ponadto niskie zarobki z tych małych firm nie są uwzględniane przez statystyków. Wysokość średniego wynagrodzenia podawanego przez GUS dotyczy pracujących w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 9 pracowników. Stąd też bierze się powszechne odczucie o zawyżonej średniej płacy.

Czy szara strefa występuje tylko w budownictwie?
Oczywiście, że nie. Dotyczy ona także zatrudnianych przy różnych pracach sezonowych, a w małych firmach jest trudniejsza do kontrolowania. Wracając jeszcze do zarobków, to rosnąca na Podkarpaciu branża gastronomiczno-hotelarska ma również niskie zarobki, co wiąże się także z jej specyfiką. Bowiem część pracodawców uważa, że kelnerzy i barmani mają dodatkowe przychody w postaci napiwków.

Pracownicy handlu czy gastronomii narzekają nie tylko na zarobki, ale i na zaniżanie czasu pracy.
Niestety, to kolejna patologia. Wielu właścicieli małych i średnich firm przyjęło założenie, że bez względu na to, czy mają np. 10 tysięcy złotych dochodu, czy 100 tysięcy, to pracownik zarabia niewiele ponad ustawowe minimum.

Spotkałem się z takim zjawiskiem także wśród firm z kapitałem zagranicznym.
Szkoda, że wielu pracodawców stara się płacić jak najmniej. A jeszcze bardziej jest smutne to, że nierzadko niskie płace są udziałem osób pracujących w warunkach szkodliwych i uciążliwych związanych z pyłami, metalami, hałasem, drganiami czy agresywną chemią.

Kto i jakie działania powinien podjąć, aby na Podkarpaciu zarobki nie odstawały od średniej krajowej?
Każda firma, która zwiększa zatrudnienie w działach nowych technologii, konstrukcji oraz badań i rozwoju (B+R), które wymagają wyższych kwalifikacji, pozytywnie wpływa na wzrost zarobków.

Konieczna jest także zmiana mentalności właścicieli firm, aby w większym stopniu dzielili się wypracowanym zyskiem ze swymi pracownikami.

Negatywnym przykładem jest znana rodzima firma produkująca sprzęt AGD. Tuż przed wejściem na giełdę miała ponad 20 mln zł zysku netto. Co by się stało, gdyby każdy z 3 tysięcy pracowników otrzymał średnio po tysiąc złotych premii, o co zabiegały także związki zawodowe. Zysk firmy byłby o 3 miliony niższy, ale nadal wysoki. Jednak ówczesny minister skarbu nie zgodził się na taką propozycję i zysk w całości trafił do nowych właścicieli.

A zarobki w administracji rządowej i samorządowej?
Wpływ dobrze płatnych stanowisk w administracji jest na Podkarpaciu niewielki. Nie mamy się co porównywać do Warszawy, gdzie znajduje się wiele centralnych i naczelnych organów władzy z przyzwoitymi zarobkami. Tak więc, administracja podkarpacka nie wpływa znacząco na zarobki w naszym regionie choć w urzędzie miasta Rzeszowa czy urzędzie marszałkowskim płace do najniższych nie należą.

W Rzeszowie zarabia się jednak lepiej niż w całym regionie.
Rzeszów jako centrum administracyjne i gospodarcze generuje dla zatrudnionych średnio kilkaset złotych więcej. Tu znajduje się połowa największych firm regionu i one także decydują o wyższych zarobkach. Tu widać różnice, chociaż bardziej dynamiczne ośrodki, jak Krosno, Stalowa Wola, Dębica czy Mielec, próbują dotrzymywać kroku stolicy regionu.

Podniesienie najniższej płacy pomogło czy nie?
Oczywiście, że pomogło i to istotnie. To zmusza pracodawców do podnoszenia płac. To pozytywny kierunek, który pozwala pracującym otrzymywać zarobki pozwalające na przeżycie. Nie zapominajmy, że niskie zarobki, niewiele przekraczające płacę minimalną, są często źródłem stresu, niezadowolenia, niskiej samooceny, popadania w depresję. W skrajnych sytuacjach prowadzi to do ucieczki w alkohol lub w lepszym razie za granicę do pracy w Anglii czy Niemczech. Tu taka ciekawostka: organizacje pracodawców oraz wielu publicystów, a nawet ekonomistów i polityków alarmowało, że podniesienie minimalnej płacy do 2 tys. zł brutto doprowadzi do krachu gospodarczego. Tymczasem masowych bankructw nie widać, a bezrobocie nawet spadło.

A emigracja zarobkowa jak wpływa na wzrost płac?

Tu mamy kolejny paradoks, bo podniesienie płacy o 100 - 200 złotych miesięcznie nie wpływa na skalę emigracji zarobkowej i na pewno nie sprawia, że ludzie będą masowo tu wracać. Dostrzegam nawet niepokojące zjawisko, że emigracja zarobkowa jest poszukiwaniem przez wyjeżdżających lepszej przyszłości dla swoich dzieci.

Jednak emigracja zarobkowa spowodowała napływ do nas pracowników z sąsiedniej Ukrainy.
Zupełnie nie rozumiem warszawskich polityków, którzy wręcz promują sprowadzanie do Polski pracowników z Ukrainy. Twierdzą, że są oni gotowi pracować za kilka złotych na godzinę mniej niż Polacy. Przedsiębiorcy się cieszą, bo optymalizują koszty, a tak naprawdę maksymalizują zyski. Trzeba jednak umieć dostrzec skutki. Otóż jednym ze źródeł bogactwa państw są oszczędności zamienione na inwestycje. W Polsce od lat mamy z tym kłopot, bo oszczędności mamy niewielkie, a teraz dodatkowo oszczędności pracowników zagranicznych są przez nich wywożone do swoich krajów.

Józef Lonczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.