Schrony w Łodzi miały chronić przed wojną jądrową oraz atakami lotnictwa. Gdzie w Łodzi są schrony? Schronów jest dziś w Łodzi kilkaset

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Szymczak
Anna Gronczewska

Schrony w Łodzi miały chronić przed wojną jądrową oraz atakami lotnictwa. Gdzie w Łodzi są schrony? Schronów jest dziś w Łodzi kilkaset

Anna Gronczewska

Łódź była gotowa na wojnę jądrową. Mogła nawet przyjąć uderzenie nuklearne trzydzieści pięć razy silniejsze niż to, które spadło na Hiroszimę.

Blok przy ul. Gandhiego 21 w Łodzi wygląda jak wiele innych znajdujących się na pograniczu Bałut i Polesia. I pewnie nie zwróciłby niczyjej uwagi, gdyby nie tajemnice, które kryją jego piwnice. W środkowej klatce, po zejściu na dół, widać potężne, metalowe drzwi z wielkim kołem broniącym wejścia do środka. Za tymi drzwiami znajduje się schron, który miał chronić mieszkańców osiedla i bloku przed wybuchem bomby atomowej.

Takich schronów jest dziś w Łodzi kilkaset. To pozostałość po „zimnej wojnie” i dawnej polskiej doktrynie wojennej.

Schron miało większość bloków budowanych w latach pięćdziesiątych - mówił nam Wojciech Źródlak, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz. - Znajdzie się je na Bałutach, Kozinach. Wiele ich jest na tak zwanym Osiedlu Młodych, a więc w okolicy ulicy Kasprzaka.

To, że w okolicach znajduje się schron, łatwo poznać. W odległości pięciu-dziesięciu metrów od bloku widać charakterystyczne wywietrzniki. Wyglądają jak małe wieżyczki wystające z ziemi. Wyznaczają podziemny kanał, który prowadzi ze schronu do wyjścia ewakuacyjnego. Każdy schron posiada takie wyjście. W razie zawalenia się budynku musiała być możliwość bezpiecznego jego opuszczenia.

Schron przy ul. Gandhiego w Łodzi jest dziś jednym z najlepiej zachowanych. Powstał razem z blokiem, pod koniec lat pięćdziesiątych. Do schronu wchodzi się przez robiące duże wrażenie potężne, metalowe drzwi. Zaraz po lewej stronie znajduje się wejście do łazienki. Przy ścianie przymocowane są umywalki, obok toalety. W następnym pomieszczeniu stoi rząd ławek. Podobnych do tych, które stały kiedyś w szkolnych klasach. Wisi nawet szkolna tablica. Jednak służyła pewnie przez lata do ćwiczeń, które przed laty wykonywały w schronie nieistniejące już jednostki Obrony Cywilnej. Przy ścianach umieszczono drewniane, piętrowe łóżka. Więcej jest ich w drugim, nieco mniejszym pomieszczeniu.

- Na tych pryczach miały odpoczywać osoby znajdujące się w schronie - mówił nam pracownik administracji, która zarządza schronem przy ul. Gandhiego. - Miejsc do leżenia nie ma dużo, więc odpoczynek miał odbywać się na zmianę.

W jednym z podziemnych pokoi umieszczono wielką maszynę, która zajmowała się filtrowaniem powietrza. Podobno dalej jest sprawna. Maszyna zasilana jest na prąd. Ma też specjalną korbę, która pozwala jej pracować, gdy następuje przerwa w zasilaniu. Obok maszyny znajduje się niewielka szczelina zakryta metalem.

- To wejście do awaryjnego wyjścia, w tym schronie są dwa takie - wyjaśniał pracownik administracji.

Konstruktorzy schronu pomyśleli o wszystkim. Nawet o tym, by umieścić wielkie beczki, w których była gromadzona woda. Każda mieści około stu litrów. Dziś są jednak puste...

Podobno wielką tajemnicę związaną z doktryną wojenną kryje wieżowiec znajdujący się na ul. Tatrzańskiej 37/41, przy ul. Przybyszewskiego. Jego mieszkańcy twierdzą, że w razie wojny ich blok miał być przeznaczony na szpital. A wybudowano go w latach siedemdziesiątych.

Wywietrzniki schronu w Parku im. Poniatowskiego w Łodzi
Krzysztof Szymczak Schron w podziemiach Hali Sportowej w Łodzi

- Być może tak rzeczywiście miało być - twierdzi jeden z lokatorów. - Blok ma sześć czy pięć klatek i około 150 metrów długości. Mówi się, że na każdym piętrze jest przejście, dzięki któremu można dojść z jednego końca bloku do drugiego.

W Łodzi jest około 600 schronów, ale większość z nich wybudowana została po wojnie. Powstawały one głównie w piwnicach bloków, ale też przy nowo powstających zakładach przemysłowych. Siedemdziesiąt procent schronów wybudowano w latach 1951-1960. Między 1981 a 1990 rokiem powstało pięć. A ostatnie trzy wybudowano już w nowym czasach, od 1991 do 2000 roku. Zakończono wtedy rozpoczęte wcześniej budowle, w planach których były jeszcze schrony. Jeden z takich „nowych” schronów znajduje się na stacji Olechów. Oddano go do użytku w 1993 roku.

Typowy schron znajdował się w piwnicy bloku. Miał około 100 metrów kwadratowych powierzchni i mógł pomieścić sto osób. Ściany piwnicy mają wzmocnioną konstrukcję, zbudowane są z żelbetonu lub innych podobnych materiałów. Nie mogą mieć okien, muszą być szczelna. Piwnica ma też klapy wywiewne. Schron zamykany był hermetycznie szczelnymi drzwiami.

Zgodnie z założeniami ówczesnej doktryny wojennej obowiązującej w Polsce i innych państwach Układu Warszawskiego, schrony, nazywane podobno niesłusznie przez niektórych bunkrami, miały nas przede wszystkim ochronić przed wybuchem nuklearnym. Od zakończenia drugiej wojny straszono Polaków niebezpieczeństwem spuszczenia na nasz kraj bomby atomowej przez „wrogów” z zachodnich państw, które należały do NATO. Od skutków takich ataków miały nas uchronić tzw. budowle ochronne. Dzielono je na: schrony, ukrycia i szczeliny przeciwlotnicze. Wśród schronów wyróżniano ich różne typy: S-1, S-2, S-3 i S-4. Schronom nadano dziwne kryptonimy: U-1 i U-2. Jedynie szczeliny pozostały zwykłymi szczelinami.

Zgodnie z zimnowojenną doktryną, osobie ukrytej w schronie przysługiwał metr kwadratowy powierzchni. Te łódzkie „bunkry” mogły więc pomieścić ponad 90 tysięcy osób. Najwięcej było ich na Bałutach, bo ponad 200. Reszta dzielnic podzieliła się schronami sprawiedliwie. W każdej było około stu. Ponoć do budowy schronów zatrudniano zaufanych ludzi. Były to tajne budowle. Dziś takie podejście trochę śmieszy. Poza tym lokatorzy bloku powinni wiedzieć, gdzie taki schron się znajduje, by w razie niebezpieczeństwa się skryć. Zresztą schrony były tajemnicą na papierze. Bystrzy lokatorzy szybko je odkryli i poinformowali sąsiadów.

Podobno na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Łódź była przygotowana na uderzenie atomowe o sile 0,7 megatony! Siła rażenia bomby, która spadła na Hiroszimę była o trzydzieści pięć razy mniejsza. Zakładano, że wrogie wojska zaatakują centrum miasta. Bomba miała spaść na skrzyżowanie al. Kościuszki i Zamenhofa. Jak przed laty orzekli spece od obrony cywilnej, był to idealny punkt do obezwładnienia miasta...

Dziś schrony to kłopot dla wielu administracji domów. Już na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w schronach atomowych powstawały magle, zakłady produkujące bambosze. Przejmowali je harcerze i urządzali swoje kluby. W dawnych schronach spotykali się też łódzcy płetwonurkowie. W jednym z największych łódzkich schronów, który mieścił 258 osób, który przy ul. Konstantynowskiej wybudowano w 1954 roku, produkowano sztuczne kwiaty i plastikowe doniczki. Z utraty znaczenia schronów ucieszyli się też mieszkańcy bloków, w których się znajdowały. Dzięki temu niektórzy z nich pozyskali dodatkową piwnicę.

Wywietrzniki schronu w Parku im. Poniatowskiego w Łodzi
Krzysztof Szymczak Tak wygląda wyposażenie schronu w piwnicy bloku przy ul. Gandhiego w Łodzi

Swoje schrony ma także Hala Sportowa, którą budowano w latach tzw. zimnej wojny. Wizja konfliktu zbrojnego, nawet nuklearnego, była wtedy blisko. Hala ma podziemia, a w nich schrony. Ciągną się one pod nią, w jej obrysie. Jak zapewnia Maciej Tracz z Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łodzi, schrony miały chronić jak największą liczbę osób znajdujących się w hali oraz w jej pobliżu. Zbudowano je dla ludności i dygnitarzy partyjnych.

- Są specjalne pomieszczenia dla Vipów - wyjaśnia Maciej Tracz, który niejeden raz odwiedzał schrony. - Oddzielono je od reszty metalowymi, pancernymi drzwiami. Są gazoodporne. Gdy zamknie się je od wewnątrz, to nikt z zewnątrz ich nie otworzy. W środku zainstalowano wentylację, która zachowała się w niezłym stanie. Są urządzenia do filtracji powietrza.

W schronie dla VIP-ów znajdowała się centrala telefoniczna, towarowa winda, a także łazienka. Schrony mają bardzo mocne stropy. Nawet, gdyby zawaliła się hala, to im by się nic nie stało.

- Zrobiono nawet specjalne podziemne przejście, którym można wyjść poza teren hali - dodaje pan Maciek. - To na wypadek zawalenia hali.

Nikt nie obliczył, ile mamy w Łodzi schronów przeciwlotniczych zbudowanych przed wybuchem wojny i już w czasie jej trwania. Wiele zostało zniszczonych, o tych, co pozostały, większość mieszkańców miasta nie ma pojęcia, choć mija je codziennie w drodze do pracy.

Pierwsze schrony w Łodzi rozpoczęto budować już w 1939 roku, kiedy informacje o rychłym wybuchu wojny stały się coraz realniejsze. Wtedy to m.in. zaczęto kopać tzw. szczeliny przeciwlotnicze. Były to wąskie, głębokie rowy, ze skośnymi bokami. W razie bombardowań ludzie mieli w nich znaleźć schronienie. Pozostałości po tych rowach jeszcze do dziś widać m.in. w parkach Źródliska czy im. Henryka Sienkiewicza.

Wraz ze zbliżającym się wojennym zagrożeniem, wiosną i latem 1939 roku zaczęto przygotowywać schrony w łódzkich kamienicach. Choć może słowo schron jest zbyt wielkie. Po prostu w każdym budynku mieszkalnym, w piwnicach, wydzielano pomieszczenia, które miały chronić ludność przed skutkami bombardowań. Wstawiano do nich mocne drewniane lub metalowe drzwi, umacniano belkami stropy. Tak, by ludzie mogli przetrwać w tej piwnicy podczas bombardowania kamienicy.

Takich przedsięwzięć nie trzeba było dokonywać na jednym z najnowocześniejszych przedwojennych osiedli im. Montwiłła Mireckiego. Tam stawiając domy od razu tak budowano piwnice, by spełniały rolę schronu przeciwlotniczego.

Wojciech Źródlak przypomina, że prawdopodobnie w sierpniu 1939 roku taki prawdziwy schron przeciwlotniczy zbudowano w Parku Julianowskich. Graniczył on z cmentarzem na Radogoszczu. Nie był to skomplikowany bunkier. Chronił głównie przed odłamkami. Gdyby uderzyła w ten schron bomba, to pewnie bez żadnych problemów przebiłaby jego sufit.

- Wiele takich bunkrów, schronów przeciwlotniczych wybudowali w Łodzi już Niemcy - dodaje Wojciech Źródlak.

Większość z nich Niemcy zaczęli budować po 1942 roku. Łódź została objęta projektem ochrony przeciwlotniczej ludności niemieckiej. Do dziś pozostałości po wielu z nich można znaleźć w parkach. Na przykład w parku kolejowym, noszącym teraz imię Stanisława Moniuszki.

Jednak pierwszy schron przeciwlotniczy z prawdziwego zdarzenia Niemcy wybudowali na przełomie 1942 i 1943 roku przy ul. Hotelowej. Łączył on Grand Hotel z hotelem „Savoy”. Budowali go więźniowie obozu na Radogoszczu.

Schron ten dokładnie opisuje „Dziennik Łódzki”, który ukazał się we wrześniu 1947 roku. Dziennikarz gazety podaje, że był to tunel z czerwonej cegły spojonej cementem. Miał służyć Niemcom do przechodzenia z jednego hotelu do drugiego podczas bombardowań.

- Tunel do dnia dzisiejszego zachował się w znakomitym stanie - pisał przed siedemdziesięciu laty dziennikarz „Dziennika Łódzkiego”. - Gdyby nie prace prowadzone przy budowie sali teatralnej YMCA, przetrwałby zapewne dłuższy okres czasu.

W 1947 roku schron wybudowany w ogródku „Grand Hotelu” został więc zniszczony, bo w tym miejscu powstała sala teatralna. Dziś jest tu znane miejsce, był tu między innymi klub muzyczny „Funaberia”.

Jedne z najlepiej zachowanych, ale też największych bunkrów niemieckich pozostały w Parku im. Poniatowskiego.

- Ten schron znały chyba wszystkie dzieci ze śródmieścia! - opowiadał Wojciech Źródlak. - Znajduje się on w miejscu, gdzie była kiedyś górka, z której zjeżdżało się na nartach. Potem tę górkę zniwelowano, a bunkier pozostał.

Bunkier znajduje się od strony al. Politechniki i Mickiewicza. Z daleka widać małe wieżyczki wystające z ziemi. To wywietrzniki schronu. Teraz jest zamknięty, ale jeszcze do lat osiemdziesiątych można było wejść do środka. Potem stał się miejscem schadzek podejrzanego towarzystwa, więc wejście zamknięto. Ale Wojciech Źródlak miał to szczęście, że udało mu się ten schron zwiedzić.

- Miałem wtedy dwanaście lat i wszedłem tam z grupą kolegów - wspominał historyk. - Wzięliśmy latarki, grubą linę i oczywiście szukaliśmy tam skarbów. Nie doszliśmy za daleko, bo zobaczyliśmy wodę i musieliśmy się cofnąć. Skarbów też nie znaleźliśmy.

Bunkier ten to siedmiometrowa szczelina, którą tworzą stropy i grube ściany. Po obu stronach korytarza są komory schronu. Przed laty w tym miejscu swój klub chcieli urządzić miłośnicy takich bunkrów i schronów. Jednak bez rezultatu.

Dziś jednym z najlepiej zachowanych łódzkich schronów jest schron przeciwlotniczy znajdujący się na Brusie. Zbudowano go w 1937 roku. Niedawno został odnowiony dzięki Łódzkiemu Stowarzyszeniu Miłośników Militariów „Kompanja Brus”.

Anna Gronczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.