Do biegania trzeba pokory [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Tomasz Froehlke

Do biegania trzeba pokory [rozmowa]

Tomasz Froehlke

Rozmowa z Marcinem Lewandowskim (CWZS Zawisza Bydgoszcz), halowym mistrzem Europy na 800 m, szóstym zawodnikiem IO w Rio de Janeiro.

- Ostatnio gruchnęła wieść, że jest pan poważnie chory. Co się w ogóle stało?
- Krótko przed świętami Bożego Narodzenia dopadła mnie jakaś infekcja tylnej ściany gardła. Nigdy w życiu nie brałem antybiotyku i teraz też odmówiłem. I dlatego to tak długo trwało. Zrobiłem sobie w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej badanie krwi, które wyszło fatalnie. Liczę, że dwa miesiące moich przygotowań poszło na marne. Dwa tygodnie zajęło mi doprowadzenie krwi do stanu normalnego. Ćwiczyłem ostatnio w RPA, a teraz jestem w Polsce i będę startował w Toruniu w mityngu „Copernicus Cup”.

- Czy wystąpi pan w halowych mistrzostwach Europy 
w Belgradzie?
- Wszystko zależy od tego, jak się spiszę na „Coperincusie”, który będzie moim pierwszy startem w hali w tym roku. Podchodzę do niego zupełnie „nierozbiegany”, gdyż musiałem zrezygnować z dwóch mityngów w Niemczech. Na treningach wszystko idzie zgodnie z planem, ale to tylko treningi. Jeśli spiszę się dobrze, pobiegnę koło minuty 45 sekund i będę czuł moc, to chyba zdecyduję się na Belgrad. Ale jeśli nie, to zrezygnuję. Nie chcę bronić złota z Pragi, jak nie będę w pełni gotowy.

- I wówczas jakie będą pana 
plany?
- Treningi, treningi i jeszcze raz treningi. Wiadomo, że w tym roku najważniejsze są mistrzostwa świata w Londynie. Wcześniej są mistrzostwa świata sztafet na Bahamach. Na pewno przed tym wyjazdem pojadę do Stanów Zjednoczonych, żeby odpowiednio się zaaklimatyzować.

- 13 czerwca skończy pan 30 lat. Wchodzi pan w najlepszy wiek dla biegacza, ale z drugiej strony jest pan już bardzo doświadczony. To dla pana atut?
- To prawda, żeby tylko zdrowie było. W wielkich zawodach zacząłem uczestniczyć już w roku 2006 roku. Pierwsze moje igrzyska olimpijskie były dwa lata później w Pekinie. Potem był Londyn i Rio de Janeiro. Po drodze mistrzostwa świata, Europy, różne mityngi z Diamentową Ligą na czele. Ale każdy bieg jest inny, nie wiadomo, co cię spotka. Dlatego trzeba mieć dużo pokory i wytrwałości.

- Mieszka pan w Bydgoszczy, 
ale rzadko widać pana u nas w regionie.
- To prawda i też tego żałuję. Świetnie mi się tutaj startuje, czy w Bydgoszczy, czy w pięknej hali w Toruniu. Ale jeśli chcesz walczyć ze światową czołówką trzeba przygotowywać się z nimi, albo w taki sam sposób jak oni. To wymaga wyjazdów w góry, do Afryki, a potem zjeżdża się na samą imprezę docelową. Muszę jednak powiedzieć, że gdziekolwiek jestem, tam Bydgoszcz i Toruń są znane z lekkiej atletyki. Już wszyscy wiedzą, że mamy świetne obiekty i że warto przyjeżdżać do nas na zawody. Muszę powiedzieć, że toruńska hala jest jedną w najlepszych w Europie. Może tylko Birmingham jej dorównuje. A w Bydgoszczy, robiąc zakupy w markecie ludzie mnie rozpoznają, pytają co u mnie słychać, gdzie startuję. To bardzo miłe.

- Już kilka razy informowaliśmy, że biegnąc w Toruniu będzie pan starał się pomóc malutkiej Zuzi. Skąd wziął się taki pomysł?
- Przeglądałem profile społecznościowe i trafiłem na apel jej rodziców. Okazało się, że mama Zuzi jest moją koleżanką z tego samego osiedla w Policach. Zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że jeśli potrzeba im mojego sportowego talentu do pomocy, to jestem gotowy. I wspólnie zrodził się pomysł, żebym oddał moje honorarium, umieścił apel na moich stronach i profilach, żebym namawiał wszystkich do pomocy dla Zuzi. Jestem wdzięczny organizatorom, że pozwolili mi na toruńskim mityngu wystawić dwie puszki, do których będą zbierane pieniądze. Zuzia ma chore serduszko i rodzice zdecydowali się na kosztowny zabieg w Niemczech. Koszt to niestety 150 tysięcy złotych.

- Czy rodzice będą na mityngu?
- Oczywiście, że ich zapraszałem, ale nie wiadomo. Oni mają większe problemy na głowie, ale będą ściskali kciuki.

- Dał pan im ogromną nadzieję.
- To prawda i również się trochę tego obawiam. W internecie jest przecież mnóstwo ogłoszeń o pomoc i Zuzia jest tylko kroplą w morzu potrzeb. 
Ale mimo wszystko wierzę, że przy pomocy innych sportowców, czy kibiców uda nam się zebrać te pieniądze i Zuzia już wkrótce będzie zdrowa.

- Czy namawia pan swoje dzieci, żeby zajęły się sportem?
- Absolutnie nie. Nie wiem, czy bym chciał, żeby zawodowo uprawiały sport. Ale to już będzie ich wybór. Ja im mogę tylko doradzać.

Tomasz Froehlke

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.